niedziela, 26 października 2014

Rozdział 4

Wróciłyśmy do domu taksówką.
Gdyby nie to ze mieszkamy na parterze to zasnęłabym na schodach.
Kiedy otworzyłam drzwi pierwsze co rzuciło mi się w oczy to moje łóżko.

- Witaj mój przyjacielu , stęskniłam się. - krzyknęłam rzucając się na miękki materac.

Annie zaśmiała się po czym zamknęła  drzwi za sobą i skierowała się do łazienki.
Moje oczy powoli się zamykały ale jednak nie dano mi zasnąć.


- Halo ? - wyszeptałam.
- Mówiłem, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
- Jezu daj mi spokój- jęknęłam kiedy zrozumiałam kto do mnie zadzwonił - Co ja ci takiego zrobiłam? 
- Chce cię przeprosić za moje zachowanie. -powiedział z lekkim smutkiem w głosie. - Co ty na to żebyśmy spotkali się jutro w parku ?

Nie odzywając się przez minutę w końcu odważyłam mu odpowiedzieć.

- Niech będzie. 
- Pasuje ci 15? 
- Tak.
- Dziękuję że zgodziłaś się. - powiedział z radością słyszalną  w głosie. - Śpij dobrze moja ślicznotko.

Poczułam jak mój  żołądek zacisnąć się przez to jak mnie nazwał.

- T-tak - wyjąkałam- Do jutra

Czy ja kurwa oszalałam?!!!! 
CO JA WYRABIAM? 
Przecież on rzucił się na mnie i całował wbrew mojej woli...
Ale może on nie jest taki...
Może powinnam dać mu szansę? 
Cholera,chyba oszalałam.....
To chyba przez to ,że  mój umysł nie działa jeszcze prawidłowo
Ugh pierdolić to.

- Kto dzwonił do ciebie Marie? - zapytał wychodząc z łazienki
- Nikt ważny. - wyszeptałam
- Czy czasem nie dzwonił ten właściciel tego klubu. Hmmm ? - zapytała ciekawie
- Nie.  - skłamałam. - Przecież on  nie ma mojego numeru.
- Czyżby?
- Annie przestań zadawać te gówniane pytania -syknęłam
- Martwię się po prostu i tyle.

Jej głos posmutniał.

- Widziałam co on wyprawiał. Nie chcę żeby zrobił ci jakaś krzywdę.
- I nie zrobi Ann. Teraz..- powiedziałam wstając z łóżka.
- Pozwól ,że udam się do łazienki.

Wzięłam swoją piżama i weszłam do łazienki.
Kiedy miałam położyć telefon na szafce przyszedł SMS.

Justin:
Wiem ,że pewnie już spisz Margaret albo obudziłem cie za co z góry przepraszam bo twoje cudowne niebieskie  oczy nie mogą być spuchnięte przeze mnie.
Może ci się wydać to szalone bądź dziwne ale cieszę się jak małe dziecko na to jutrzejsze spotkanie.
Przyjadę po ciebie trochę wcześniej. ;)
Śpij dobrze skarbie.
I do jutra śliczna.

Ja:

Nie spałam Justin.
Jestem w łazience idę pod prysznic haha ;D
Jesteś bardzo miły :)
Ja tez cieszę się na to spotkanie.
Choć troszeczkę ci nie ufam.
Ale uważam że to  tylko na pierwszy rzut oka jesteś taki jaki byłeś dzisiaj.
Bardzo chce poznać ciebie.
Nie Justina Biebera wielkiego szefa najlepszego klubu tylko   twoja prawdziwa twarz.

Dobrze. Podam Ci mój adres : breakstreet 3/8. Będę na ciebie czekać.

Ty też śpij dobrze. :)

Wysłałam  i położyłam telefon na szafce.

Zdjęłam wszystkie brudne ubrania i wrzuciłam do kosza na brudy.

Weszłam do kabiny.
Rozluźniłam  się kiedy ciepłe krople wody spływały po moim ciele.

Po relaksującej kąpieli założyłam bieliznę i piżamę.

Dostałam kolejnego SMSa.


Justin:

Cholera szkoda ze nie ma mnie w tej łazience. Jesteś taka kurwa seksowna z ubraniami to co dopiero bez.. :o

Ja:

Hahahaha peszek skarbie ;p

Zaśmiałam się pod nosem złapałam telefon i wyszłam z łazienki.

Annie już spala.
Skierowałam się do swojego łóżka.

Telefon zaczął wibrować mi w dłoni.

Spojrzałam na wyświetlacz.

Justin:

Skarbie...

Wyjdź na zewnątrz.


Zdziwił mnie ten SMS ale zrobiłam to co napisał.

Kiedy wyszłam usłyszałam warkot motocykla.

- Hejka Margaret. - powiedział zbliżając się do mnie.
- Mieliśmy spotkać się dopiero jutro. - stwierdziłam.
- Przecież już jest jutro. Jest druga godzina.
- Ale w nocy Justin. - zaśmiałam się
- Zawsze jest czas żeby się spotkać. To jak ? - zapytał poddając mi kask który trzymał za plecami.

Patrzyłam to na kask to na niego.

- A co mi tam. - Stwierdziłam. - No to jedziemy

Zabrałam kask i usiadłam  na motocykl.
Sekundę późnej dołączył do mnie Justin

- Trzymaj się mocno.
- To nie jest pierwszą moja przejażdżka wiec nie musisz się martwić.

Mogłam sobie wyobrazić jak uśmiecha się teraz pod nosem.

Motocykl wydał z siebie kilka warknięć i już znajdował się na drodze.
Moja głupota wzięła górę.
Puściłam się rękoma i zaczęłam się drzeć.
Trzymałam równowagę dzięki nogą zaciśniętym wokół pasa Biebera.

- Skarbie trzymaj te ręce na swoim miejscu . - zaśmiał się

Położyłam je znów na pasie chłopaka.

Zatrzymaliśmy się przy dość ładnym drewnianym domku.

- Co my tu robimy ?
- Chodź. - powiedział łapiąc moja dłoń.
- Ej ej ej. - Wyrwałam się z jego uścisku.  - Gdzie idziemy?

Nie odpowiedział tylko złapał mnie i przerzucił przez ramię.

- Idioto wypuść mnie! - krzyknęłam- Będę krzyczeć.
- Już to robisz.
- Puść mnie - krzyknęłam głośniej bijąc go po plecach.
- Skoro  nalegasz. 

Puścił moje nogi przez co wylądowałam na ziemi. 

- Ałć- syknęłam. 

Moja cała złość przeszła kiedy zobaczyłam pięknie wypełnione gwiazdami niebo. 

- Jak tutaj cudownie.-wyszeptałam. 
- Zawsze przychodziłem tutaj z mamą.
- Już nie przychodzicie w to miejsce? -zapytałam ciekawie. 
- Po jej śmierci nie chciałem tutaj przychodzić,ponieważ  to miejsce bardzo przypomina mi te wszystkie chwile, kiedy miałem doła, Zabierała mnie tutaj abym o wszystkim zapomniał.  Była i jest dla mnie wszystkim. Po jej śmierci znienawidziłem to miejsce ale..... trzeba iść dalej jak to mi zawsze mówiła. Wiem,że nie chciałaby ,żebym się zamartwiał ale zawsze bedę się tym zamartwiał... Bo gdyby nie ja prawdopodobnie jeszcze by żyła...-wyszeptał ostatnie zdanie. 

Osłupiałam. 
Nie wiedziałam co powiedzieć.

- Może opowiesz mi coś o sobie.-powiedział siadając obok mnie. 
- Nie mam zbyt wiele do powiedzenia.
- Powiedz mi wszystko. Od narodzin do teraz-zaśmiał się lekko -Chce wiedzieć o tobie wszystko 

Zaśmiałam się. 

- Jestem Margaret Isabella Groves urodzona 14 lutego 1995 roku. 
Moje ulubione kolory to róż,fiolet, błękit i czerń.
Gdy miałam piętnaście lat mój tata umarł a moja mama uciekła ode mnie. 
Tak po prostu zniknęła.
Zostawiła mnie. 
Mieszkałam przez kilka lat u cioci i wujka. 
Ciocia nie wiedziała o mroczniejszej stronie jej męża. 
Ja niestety się dowiedziałam. 
Widziałam jak tnie człowieka przekłutego do ściany  piłą łańcuchową. 
Powiedział,że jesli komuś powiem to co widziałam zrobi to samo ze mną. 
Wystraszyłam się i uciekłam. 
Udało mi się uciec ale nie na długo. 
Wujek znalazł mnie i ukarał za moja ucieczkę. 
Zamknął mnie w szafie na parę tygodni bez picia ani jedzenia.
Żyłam w ciągłym strachu przez parę ładnych lat ale w końcu poszłam na studia z Annie. 
Teraz mam pracę przyjaciół i całkiem dobre życie. 
Ale nadal się boję.
Boję się tego,że ten dupek mnie szuka by znów zamknąć mnie w tej pierdolonej szafie. 

Zapadła cisza. 

- No-klasnęłam w dłonie- To cała moja historia. Powiedz teraz swoją.  

Zaśmiał się. 

- Moja historia nie jest zbyt ciekawa Bella. 
- Będziesz do mnie tak mówił? -zapytałam z uśmiechem na twarzy. 
- Tylko jeśli tego chcesz skarbie.

Popatrzeliśmy na siebie.

- Więc. Powiesz czy nie?-wyszeptałam
- Jesteś taka uparta. -powiedział łapiąc mój policzek.- Dobrze opowiem ci wszystko. 
- Okey to mów.-uśmiechnęłam się. 
- Jestem Justin Drew Bieber. 
Mam młodsze rodzeństwo
Pochodzę z małego kanadyjskiego miasteczka - Stratford. 
Spędziłem tam 14 lat później przeprowadziliśmy się do Kaliforni.
Moi rodzice założyli klub. 
Nazwa wzięła się od nazwiska lekarza ,który był przy mamie kiedy mnie rodziła. 
Zawsze uważałem ,że to skąd wzięła się ta nazwa było zmyślone.
Ale zawsze mówili mi ,że to prawda
Na początku wszystko wyglądało jak w typowych serialach obyczajowych.
Klub szybko się rozwinął, ja chodziłem do szkoły uczyłem sie  itp. 
Ale wszystko się zmieniło kiedy w wieku szesnastu lat dołączyłem do gangu. 
Wiesz jak to w gangu, problemy,kłótnie zabijanie i takie tam. 
Ale największe piekło przeżyłem gdy zakochałem się w April. 
Poznałem ją kiedy miałem rabować magazyn z bronią. 
Stała na przystanku.
Zupełnie zapomniałem po co ja tam przyszedłem. 
Zagadałem do niej i tak sie to zaczęło ale...  
Pozniej kiedy została moją dziewczyną...
Została porwana.
Nie udało mi sie jej uratować. 
Została pobita i zgwałcona na moich oczach..

Przerwał a w kącikach jego oczu można było dostrzec łzy. 

-Wtedy postanowiłem odejść ale... 
Oni zaczęli mi grozić,że jeśli nie zostanę zabiją całą moją rodzinę a ja będę musiał się na to patrzeć.
Bałem się. 
Miałem tylko szesnaście lat.

- Justin...

- Chciałem ja uratować..... Ale te cholerne chuje ....

- Justin. -przytuliłam go - Już nic nie mów. 

Nasze oczy spotkały się. 

-Bella... - wyszeptał.
-Co? - wyjąkałam

Nasze usta połączyły się w magicznym pocałunku. 


 ~Cholera cholera Margaret przerwij to . - pomyślałam

Jednak nie potrafiłam tego przerwać. 
Jego pocałunki były takie pełne pasji i namiętności.  
Smakował jak malina z nutka papierosów.
Dziwne ale pyszne połączenie.  

- Justin. - wyjąkałam. 

Jednak nie sluchal.
jego pocałunki stały się pewniejsze.

Wyrwałam głowę z jego uścisku i powiedziałam.  

- Bo zaraz będziesz chciał się piepszyc na tej trawie. 

- Ja bym tam nie narzekał Shawty. 

Mlusnal mój policzek.

- To co odwioze cie juz hm? 
- Jestem bardo zmęczona.- ziewnelam lekko. 

- No to chodz. - powiedział otrzymując swoje skórzane spodnie. - Jedziemy.




wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 3

Margaret .POV 

Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się do wejścia. 
Gdy już byliśmy w środku dźwięk głośnej muzyki przeszedł moje uszy. 
Uśmiechnęłam się sama do siebie. 

-Annie chodz po tańczymy. 

Pociągnęłam ją na parkiet i akurat wtedy muzyka ucichła. 

-Co jest ?-powiedziałam wkurzona. 

-Okey mamy konkurs!- zakrzyknął DJ. - Kto jest na tyle odważny,żeby zaśpiewać  na tym stole? -pokazał palcem na stół przed sceną. 

-Marie idz proooooszę!-błagała Annie. 
-Porąbało cię. Poza tym ja nie umiem śpiewać.
-Prooooooooooooszę- zrobiła minę zbitego psa. 
-Och no dobra. 

Podeszłam trochę bliżej sceny. 

-Ja jestem. -krzyknęłam a wszystkie oczy skierowały się na mnie.
-No to chodz śliczna- zakrzyknął a tłum zaczął wiwatować. 

Dostałam mikrofon od DJ i weszłam na stół. 

-Jak ci na imię?
-Margaret.- odpowiedziałam.
-Co nam zaśpiewasz?  . 

Zastanowiłam się chiwlę. 

-Zaśpiewam piosenkę Miley Cyrus - We Can't Stop. -odparłam. 

-Łooooo- zakrzyknął Dj puszczając wersję karaoke- O to Margaret z piosenką Miley Cyrus - We Can't Stop, kochani. 

Rozejrzałam się dookoła i zaczęłam śpiewać. 
Dałam się ponieść atmosferze. 
Nawet ciut za bardzo... 


Justin.POV 

Rozmawiałem z Tobiasem o interesach.
Nagle usłyszałem przecudny śpiew. 
Zobaczyłem dziewczynę,która śpiewała na stole. 
Przypomniało mi się jak wpadłem na nią. 
Boże jej cycki są takie w chuj wielkie. 
Uśmiechnąłem się sam do siebie i zwróciłem się do Tobiasa.

-Zakład,że poderwę tą laskę w góra rok? 
-Margaret? Raczej nie sądzę ona jest bardzo nie dostępna. 

Margaret... Ona musi być moja. 

-Jeszcze zobaczysz koleś,że będzie moja. 
-No zobaczymy-zaśmiał sie. 

Kiedy zeszła już z tego stołu postanowiłem ją znaleźć.
Znalazłem ją przy barku. 

Złapałem jej nadgarstek i pociągnąłem w bardziej ustronne miejsce. 

-Co do cholery?- krzyknęła. 
-Shhhhhhhhh- powiedziałem przytykając palec do jej malinowych ust. 
-Kim ty kurwa jesteś? 
-Mam na imię Justin-uśmiechnąłem 
-Puść mnie -rozkazała. 
-Margaret nie złość się.-pogłaskałem jej policzek- Chciałem cię przeprosic. 
-Za co ty mnie... Hola hola -krzyknęła - Skąd wiesz jak mam na imię? 
-To zostanie moją słodką tajemnicą

Powoli zbliżałem swoją twarz ku jej pięknym ustom. 

-Jesteś taka piękna. -wyszeptałem i naparłem na jej usta. 

Próbowała odepchnąć mnie rękoma ale złapałem jej dłonie i przygwozdziłem do ściany. 
Jeździłem językiem po jej wargach także lekko je przygryzałem. 
Jęknęła w protoście ale bądzmy szczerzy. 
Nie miała szans na ucieczkę i dobrze o tym wiedziała.
Oderwałem się od niej rozkoszując się smakiem. 

-Mmmmmm- mruknąłem oblizując usta- Smakujesz jak malina mniam.-oblizałem jeszcze raz dolną wargę. 
-Pojebało cię.-wyszeptała próbując ustabilizować swój nie równy oddech. - Nie masz prawa do.. 
-Ależ mam-przerwałem jej- I zrobię to jeszcze raz. 

Odsunęła głową i odepchnęła mnie nogą. 

Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo

Złapałem szybko jej  ręke i przyciągnąłem do siebie. 
Położyłem dłonie na jej perfekcyjnym tyłku.
Nigdy nie widziałem takie dupy. 
Warta każdego grzechu tego świata. 

-Jeszcze się spotkamy Shawty. 

Pocałowałem ją namiętnie. 

-Prze...stań kur....wa -wyjąkała. 

Oderwałem się od niej. 

-Jeszcze za mną zatęsknisz- wyszeptałem jej do ucha.

Odeszłem od niej z uśmiechem na twarzy. 
Kiedy się całowaliśmy włożyłem do tylnej kieszeni jej spodenek kartkę z moim numerem telefonu. 
Jej numer dostałem od Tobiasa. 

Mówiłem,że tak łatwo się mnie nie pozbędzie.

Margaret.POV

Co to do cholery było?
I skąd on zna moje imię ??????
Jego twarz wydawała mi się znajoma ale nie wiedziałam dlaczego. 

Podeszłam do Annie zszkowana. 

- Co się stało Marie ?
- Nic Annie nic.  
- Marie wiem kiedy kłamiesz. Za długo cie znam.-zasmiala się - powiedz co jest grane
- Powiem ale nie teraz.
-Ok ale ten temat nie jest zamknięty.

Usiadłam obok Annie.
Zamówiłam sobie drinka i miałam właśnie powiedzieć jej co się stało gdzie nagle podszedł Tobias z tym całym Justinem

kurwa kurwa kurwa nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee

-Cześć Tobias. A co za ciasteczko nam tu sprowadziles? 

Spogladala na Justina kątem oka a ja miałam ochotę ja spoliczkowac i powiedzieć jej co on chciał mi zrobić. 

-To jest Justin Bieber właściciel tego klubu.

ZE CO ZE KURWA JAK?!?!?!?!!?????!??!!!

Czyli właściciel tego klubu przygwozdzil mnie do ściany pocałował wbrew mojej woli przepraszał za nic i powiedział ze tak łatwo się jego nie pozbede? ???????

Wow myślałam, że bardziej dziwnie być nie może. 


- Justin poznaj Annie i....
- Margaret - dokończył za niego.

Wziął sobie krzesło  które stało przy stoliku u usiadł na przeciwko mnie.

-O kurwa.- krzyknął Tobias
-Co jest stary?-zapytał justin
-Zostawiłem swój portfel z dokumentami u ciebie w biurze. 
-To idź po niego.  Powiedział i rzucił mu kluczyki.
-Zaraz wrócę. 

Justin odwrócił się do mnie i położył rękę na moim udzie.

-Weź ta łapę- syknęłam zrzucając jego dłoń. 
-Kiedy cię calowalem wcale tak nie mówiłaś

Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek a Annie prawie oczy wyskoczyły z orbit
Pociągnął mnie za rękę przez co wylądowałam na nim.
Siedziałam przez to okrakiem na co on powiedział. 

-Cholera Shawty zobacz co ze mną robisz.

Nie wiedziałam o co mu chodzi dopóki nie poczułam jego ''przyjaciela'' który dotykał moj tyłek.

-Puść mnie chce zejść -powiedzialam to jak najlagodniej choć miałam wielka ochotę strzelić mu w twarz 
-Nigdzie cie nie puszcze.. przybliżył swoje twarz. - Jesteś zbyt seksowna,żebym powzwolił ci odejść. 

Bardziej przybliżył swoją twarz (jeśli było to wogole możliwe)

-Będę cię całował ale powoli żebyś błagała o więcej- wyszetal

Wywrocilam oczami

-Nie mam takiego zamiaru.

No dobra fakt jest taki ze zajebiście całuje ale nie będę  się całować z kompletnie nie znanym mi chłopakiem. 
Mam szacunek do siebie. 

-Wiem ze pragniesz tego -pocałował mnie czułe - I tego

Złapał mi ją twarz i zlaczyl nasze usta w namiętnym pocałunku. 
Za nim zdążyłam zarejestrować sobie w głowie co się dzieje zjechał swoimi ustami na moja szyję. 

-Przestań- wyjąkałam

Annie wiedziała że sama nie dam rady wiec podeszła do nas i szarpnęła  głowę Justina. 

-Ej jak Marie mówi cie że masz przestać to przestajesz kapujesz? -krzyknęła. 
-Ty mała suko za kogo ty się masz?- wstał z rzucając mnie z kolan.

Patrzeli sobie w oczy z nienawiścią.
Musiałam ich rozdzielić bo inaczej zrobiłoby sie nie ciekawie. 

-Okey okey-krzyknęłam rozdzielając tą dwójkę- Spokój ma być. 

Justin usiadł a ja szepnęłam do Annie 


-Jedzmy do domu. 

Przytaknęła. 
Kiedy juz miałyśmy odejść on nie dawał za wygraną. 

-Ej tak bez pożegnania-powiedział przyciągając mnie do siebie. 

Ja z wielkim uśmiechem na ustach pocałowałam go w ucho i wyszeptałam.

-Zapomnij o mnie Bieber.-ucałowałam ponownie jego ucho. - Do nie zobaczenia Justin,

Wyrwałam się z jego uścisku i  poszłam za Annie.
Miałam nadzieje,że więcej go nie zobaczę.
Cóż jednak się pomyliłam....

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 2

Margaret .POV

Po chyba godzinnej przymiarce ubrań wybrałyśmy odpowiednie
Była godzina: 10.54
Miałyśmy sporo czasu.

-Idziemy na kawę?-zaproponowała Annie.
-Możemy iść.

Annie pobiegła do łazienki.
Czekałam na nią z 20 minut.

-Idziesz wkońcu czy nie?-krzyknęłam.
-Już wychodzę.

Znów czekałam.
Czasami jej mania wyglądania perfekcyjnie mnie wkurza.
Po 10 minutach wyszła.
Była ubrana w niebieską sukienke w kwiatki, czarne baletki a włosy opadały jej delikatnie na ramiona.
 
-Czekam i czekam na ciebie-złapałam ja za rękę- Chodźmy już.

Poszłyśmy do StarBucks'a

Annie poszła zamówić na kawę a ja poszłam zająć jakieś miejsce.
Kiedy kierowałam się do wolnego miejsca jakiś chłopak wpadł na mnie wylewając swój napój  akurat na mnie.
Miał postawione włosy,karmelowe oczy i nawet ładny uśmiech

-Uważaj jak idziesz- krzyknęłam a ten chłopak odwrócił się do mnie i powiedział.
-Tak  jest lepiej- uśmiechnął się łobuzersko.


Widać było cały mój dekolt.
Zapięłam kurtke i powiedziałam:

-Masz mnie przeprosić!-zarządzałam
-Za?
-Za oblanie mnie kawą imbecylu.
-Było warto -zaśmiał się- Widoki były nieziemskie.

Zamachnęłam się ,żeby go spoliczkować ale on złapał moja dłoń.

-Ej ej ej. -pogroził palcem- Powinnaś mi podziękowaća nie bić- zaśmiał się

Zamachnęłam sie druga rękom ale ta też złapał w swoje dłonie.
Pociągnął mnie do ściany ,która znajdowała się niedaleko za mną.

-Skarbie..
-Nie nazywaj mnie tak- wyszeptałam kiedy poczułam jego ciepły oddech na mojej twarzy.

Annie zauważyła całą tą sytuację i podbiegła do nas.

-Spadaj koleś albo ci w tym pomogę- syknęła odpychając go ode mnie  

dziękuję Annie dziękuję

-I tak jeszcze się zobaczymy ,Shawty. -puścił mi oczko i odszedł.

-Co to było?- zapytała się patrząc na mnie wielkimi oczami.
-Żebym ja to wiedziała.-machnęłam rekom

Skierowałyśmy się do stolika .

-Prosze-poddała mi kubek- Twoja kawa.
-Dzięki.

Rozkoszowałam się smakiem swojej ulubionej  kawy.
Wyjęłam telefon i przeglądałam różne strony w internecie.
Kiedy już wypiłyśmy nasze napoje połaziłyśmy ''chwile'' po sklepach
Cóż ta nasza chwila zajęła nam sporo czasu haha.

Wróciłyśmy do domu ok 21/22.
Rzuciłyśmy nasze torby z zakupami w kąt.

-Ubieraj się Marie-rzuciła we mnie ubraniami- Zaraz przyjadą.
-Ugh tak mi się nie chce iść-zaśmiałam się.
-Nie ma odwrotu-powiedziała prawie wrzucając mnie do łazienki. - Ubieraj się -rozkazała i zamknęła drzwi.

Ubrałam się w miarę szybko ,nałożyłam makijaż i dołączyłam do niej.
Była już gotowa.
Wyglądałyśmy tak:

Ja: 
http://media1.onsugar.com/files/2013/04/15/6/192/1922153/45c09b5d843d76ac_166525566_10.xxxlarge/i/Ashley-Benson.jpg























Annie:

http://kentonmagazine.com/wp-content/uploads/2013/08/Lily-Collins-Valentino.jpg





















Tony i Mike przyjechali po nas. 
Dojechaliśmy do klubu Freedom w pól godziny.

~`No to zabawę czas zacząć! -zakrzyknęłam w głowie




Rozdział 1

Margaret .POV

-Wstawaj śpiochu. -krzyknęła rzucając we mnie poduszką.
-Cholera Annie-krzyknęłam przecierając oczy. 
-Chce ci przypomnieć,że jest siódma rano a ktoś- podkreśliła ostatnie słowo- Ma na siódmą trzydzieści do pracy
-Mam półgodziny- krzyknęłam i wstałam na równe nogi. 

Wzięłam byle jakie rzeczy i pognałam czym prędzej do łazienki. 
Szybki prysznic, ubranie się , ułożenie włosów i , makijaż zajęły mi podajże z dwadzieścia minut. 
Wybiegłam czym prędzej łapiąc skórzaną kurtkę. 

-Ej hola hola Marie. -krzyknęła Annie. 
-Co ?-syknęłam. 
-Może założyłabyś buty -zaśmiała się 

Spojrzalam w dół. 
Miałam różowe kapcie z uszami królika na nogach. 
Boże dobrze,że Annie to zauważyła. 
Szybko pozbyłam się kapci i założyłam czarne vansy.

-Cześć Marie. -krzyknęła kiedy ja już zamykałam drzwi. 

Annie mówi na mnie Marie już od 6 klasy podstawówki. 
Czasami mi się to podoba a czasami jest wkurzające. 

Wsiadłam do auta wyjęłam z torebki kluczyki i wyjechałam na trasę.
Jechałam w miarę szybko,żeby zdążyć

~`Cholera... Jeśli się spóźnię to szef mnie zabiję- myslałam. 

Zaparkowałam przed wielkim biurowcem. 

Pobiegłam szybko do windy i nacisnęłam guzik,żeby pojechała na ostatnie piętro. 
Kiedy drzwi się otworzyły krzyknęłam prawie się wywracając: 

-Jestem szefie, jestem.
-Margaret co ty tu robisz?-zapytał 
-Przecież pracuję tutaj -zaśmiałam się lekko.
-Masz wolne Margaret. Przecież mówiłem ci wczoraj. 
-Ż-Że co? 
-Przecież wszyscy z twojego działu mają wolne ,ponieważ wyrobiliście się z czasem i zrobiliście to oprogramowanie. 
-Czyli,że mam wolne? 
-Tak. 
-Do kiedy?-zapytałam ciekawa. 
-Jeśli spodoba im się wasza praca będziecie mieć rok płatnego urlopu. 
-Aż rok? krzyknęłam z dziwniona. 
-Tak rok.-uśmiechnął się szczerze. -Idz do domu i odpoczywaj Margaret. 
-Jejku dziękuję -pisknęłam i przytuliłam swojego szefa. 

Wróciłam do domu szczęśliwa z tego,że w końcu odpocznę i nie będę musiała wstawać wcześnie rano.

-Co ty taka szczęśliwa? -zapytała
-Mam rok wolnego od tej pracy. - opadłam na kanapę. 
-Trzeba to uczcić!-krzyknęła szczęśliwa. 
-A gdzie to tym razem pani idzie? 
-Ja ,Tobias, Tony, Mike , Maria i ty-wskazała na mnie palcem.- Idziemy do klubu ''Freedom'' 
-To nie jest przypadkiem klub  dla jakiś snobów? -zapytałam ciekawie. 
-Nie,nie nie-zaprzeczyła. - Tobias zna właściciela i on załatwi nam naszą własne miejsce VIP.-na jej twarzy gościł uśmiech zadowolonego pięciolatka. 
-Ja nie wiem czy chce tam iść.. 
-Oj zgód się Marie, zawsze siedzisz w domu- wydęła swoją dolną wargę- Poza tym powiedziałam już ,że przyjdziesz nie ma odwrotu.
-Ugh -jeknęłam- No dobra.
-YAY. Trzeba przygotować jakieś fajne ubrania - powiedziała odwracając się do szafy.

Obserwowałam jak wyjmuję rzeczy z szafy. 
Może Annie ma racje. 
Nie wychodziłam do żadnych klubów. 
Teraz kiedy mam już rok urlopu mogę zaszaleć